piątek, 12 lutego 2016

21 marca (Nicole)


Pierwszy dzień wiosny. Wiosna od zawsze była moją ulubioną porą roku. Uwielbiałam patrzeć, jak przyroda budzi się do życia po zimie. Zupełnie jak ludzie. Dziś nie byłam w szkolę. Dwudziesty pierwszy marca-dzień wagarowicza. Już od dawna myślałam o tym, żeby iść na pierwsze w życiu wagary. Kilka razy już prawie mi się udało, ale zawsze w ostatniej chwili wycofywałam się. Nie dawałam rady. Dziś było inaczej. Obudziłam się wcześnie, w moim pięknym, idealnie urządzonym pokoju. Wyjrzałam przez okno. Słońce wyjątkowo pięknie świeciło. Uznałam, że dziś jest zbyt piękny dzień, żeby znowu marnować go w szkole. Ubrałam się jak codzień i zeszłam do kuchni. Rodzice serdecznie mnie przywidali. Mogłoby się wydawać, że właśnie tak wygląda idealna rodzina-kochająca, niczego jej nie brakuje. Jednak ja już dawno temu straciłam dobry kontakt z rodzicami. Prawdę mówiąc, nie jestem pewna czy w ogóle go kiedyś miałam. Kochali mnie, jasne, ale nie potrafili ze mną rozmiawiać, nie potrafili mnie zrozumieć. Zjadłam śniadanie, słuchając nowych wiadomości na temat wzrostów dochodów w firmie ojca. Po wyjściu z domu nie wiedziałam gdzie mam iść. Wagary zawsze wydawały mi się niesamowicie ciekawe, ale w tym momencie znowu pojawiły się wątpliwości. Postanowiłam pojechać do parku. Trochę mi to zajęło, bo w mojej dzielnicy nie ma żadnego. To znaczy, jest ale idealnie wypielęgnowany, taki w którym aż strach postawić nogę, żeby przypadkiem nic nie zniszczyć. Po godzinie byłam na miejscu. Usiadłam na ławce. Byłam tam, chociaż nie wiedziałam tak na dobrą sprawę po co. Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam pisać opowiadanie. Często to robiłam. Wtedy mogłam poczuć się jak ktoś zupełnie inny. Miałam szczerą ochotę coś napisać, ale zabrakło mi weny. Zaczęłam obserwować ludzi. To jak spieszyli się do szkoły, pracy. Ja dziś nie miałam tych zmartwień.
Niedługo później dostrzegłam dwóch chłopaków. Wydali mi się całkiem ciekawi, więc zaczęłam ich obserwować. Byli bardzo wysocy i niesamowicie chudzi. Obaj mieli na sobie czarne skórzane płaszcze, sięgające im mniej więcej do połowy uda. Wydali mi się jacyś tacy...inni od tych wszystkich chłopaków, których widuje w szkolę. Chyba zorientowali się, że ich obserwuję, bo już po chwili usiedli na oparciu ławki.
-Co robisz?-zapytał jeden z nich i zaczął zaglądać w mój zeszyt.-Piszesz coś? Jakąś historie? My mamy dużo lepsze historie, jak już sobie coś weźmiemy-powiedział i popatrzył znacząco na kolegę. Obaj się roześmiali, a ja siedziałam speszona. Nie miałam nawet pojęcia, o czym mówią. Zaczęli wypytywać mnie o wszystko-jak mam na imię, ile mam lat, co ciekawego porabiam. Na rozmowie spędziliśmy kilka dobrych godzin. W końcu Filip (tak miał na imię jeden z chłopaków) wstał i powiedział, że muszą już iść. Zapytałam ich czy by może nie dali mi swoich numerów telefonu. Powiedzieli tylko, że jeśli będzie nam dane drugi raz się spotkać, to nie potrzeba żadnych numerów. Później obaj odeszli, a ja wróciłam do domu.

1 komentarz:

  1. bardzo ciekawy blog, nie mogę się doczekać aż Alicja opowie swoją historię :)
    *songuraita.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń